Archiwum sierpień 2009, strona 1


sie 15 2009 Dream Paradise
Komentarze: 6

1. Jak zrozumieć własną głowę

 

Zwykle gdy siadam do pisania nowej notki, zupełnie nie wiem co napiszę. Nie mam żadnego konkretnego pomysłu, nie wiem czy głowa wyrzuci z siebie myśli o przeszłości, teraźniejszości czy przyszłości. Nie wiem czy to będzie o mnie, czy o kimś innym. Czy o kimś kto odegrał w moim życiu jakąś rolę, czy kimś kogo widziałam przez chwilę, w drodze po bułki do sklepu.

 

Zawsze siadam sobie do laptopa i zaczynam pisać sama z siebie, nie zastanawiając się nad niczym wiele, ani nie kontrolując. Potem dopiero czytam, zaskoczona tym, co siedzi w mojej głowie.

 

2. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

 

Myślę, że wizja utopijnego świata bez trosk i zmartwień, bez bólu i łez, jest nic nie warta. Ludzie żyjący w takich realiach byliby zupełnymi głupcami, nieczułymi i nieporadnymi. Dochodzę do wniosku, że wszystkiego co wiem o życiu, nauczyłam się z bólu właśnie. Z życiowych kopów, z bezlitosnych żartów losu.

 

"Bez bólu i cierpień nie istniejemy." - dawno temu ktoś mądry odkrył to i ubrał w sztukę. Ludzie wpadają na ten pomysł co chwila, a wszsycy ci zabobonni popaprańcy od wieków opierają się na tym, że będą żyć w takim utopijnym świecie właśnie, jeśli tylko ich cudowny i kochający Bóg uzna, że byli dość dobrzy jak na jego oczekiwania. Cóż za bzdura.

 

2a. Utopia a teraźniejszość.

 

Ile razy widziałam nieporadne dziewczęta, wychowane pod kloszem i rozpieszczone. Puste, nierozumne, bez podstawowych umiejętności przetrwania - nagle kiedy trzeba sobie samemu radzić z życiem zaczyna się wielki lament. I potem tylko oby jak najszybciej - póki wiek sprzyja - złapać na swe wdzięki mężczyznę, żeby miał pieniądze i był silny, żeby mógł zająć się nią i ułożyć jej życie. Podświadomie kobiety szukają mężczyzn podobnych do swoich ojców, bo to wzorzec sprawdzony - tatuś przecież był zdolny utrzymać rodzinę i zadbać o mamusię.

 

Wstyd mi za te wszystkie babsztyle, wstyd mi za 'słabą' płeć, która sama siebie taką czyni. Kiedyś kobieca 'słabość' była tylko kokieterią - wszystkie bez wyjątku potrafiły zająć się domem, korzystały z doświadczenia przeszłych pokoleń, rodziły dzieci, ogarniały cały swój świat i wspierały swoich mężczyzn. Teraz same pozbawiają się powoli całej swojej wartości, wierząc w seksualność i płynące z niej profity. Wstyd, wstyd, wstyd.

 

U2 - Cedras of Lebanon

 

Edit: o matko, po przeczytaniu tego przyznaję notce order emocjonalnie najbzdurniejszej ever. I'm so sorry ^^ ... i tak w ogóle, to chyba grzech przeciwko wlasnej plci.

sie 14 2009 Gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie
Komentarze: 3

Tak na wstępie przeproszę za dziwność, bo dziwność to chyba ostatnio główna domena moich notek. Dzisiaj nie inaczej - dziwność aż wycieka bokami. Powinnam kupić takie znaczki-przypinki i rozsyłać czytelnikom za każdym razem gdy dobrną do końca notki :D


Ah, i jeszcze: See.you, skoro już musisz mnie wciskać do szuflady to proszę Cię bardzo, znajdź jakąś sporą, taką najlepiej dwa na dwa na dwa. I jeszcze żeby jakieś przejście do łazienki i kuchni było... ;)

 

 

1. Spisek wstrętnych osłów.

 

Bywają takie trudne chwile, gdzie ruszyć się nie chce ani nogą, ani ręką, i nic by się najlepiej nie robiło, tylko tkwiło w otępieniu i smutku. W użalaniu się nad sobą i marudzeniu, jaki ten świat jest niesprawiedliwy. Ale wtedy właśnie przychodzi jakiś osioł wstrętny, pojawia się z nikąd i kopie stanowczo, przywołując do porządku. I niezależnie od tego jak bardzo nam by się nie chciało, zrezygnowani podnosimy się z ziemi i przy pomocy wstrętnych osłów stajemy na nogi. I nagle sie okazuje, że nasze ulubione pogrążanie się w depresji z góry wygląda jakoś tak szaro i nieciekawie. Okazuje się, że osły to całkiem przyjemne stworzenia. I potem już nie ma odwrotu, świata sobie bez nich nie potrafimy wyobrazić. Osły wstrętne stają się naszymi osobistymi superbohaterami. Toż to jakieś rewolucje, w dodatku zalegalizowane. Strach się bać.

 

2. Spacerniak

 

Dziś miałam zabieg jeden z ważniejszych na tego raka łopatkowego. Stwierdzam, że w ogóle nie było źle, nic mnie nie boli, a nawet całkiem nieźle się czuję. Poszłam sobie nawet później na spacer. Ładny park tutaj jest, pogoda niezła - posiedziałam w trawie. Przyjemnie było, mało szpitalnie.

 

3. Introwertyczna dziura.

 

Jestem jakaś taka niepoukładana, czuję burdel w głowie. Muszę się dzisiaj skupić, pochodzić po moich wewnętrznych pokojach i posprzątać, poukładać, poprawić poprzekrzywiane obrazki na ścianach. Jednocześnie nie jest mi z tym źle, jakbym odbierała to jako naturalną kolei rzeczy i na spokojnie do tego podchodzę. Tylko z zewnątrz to objawia się takim troche otępieniem - w takich chwilach średnio reaguję na bodźce zewnętrzne. Popadam w introwertyczną dziurę. Mam ochotę zamknąć się w sobie, zamknąć od środka na kluczyk i zająć się sprzątaniem.
Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że w przesadę popadać nie można. Więc dzielnie się trzymam i staram się nie zniknąć 'gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie'.

 

Lily Allen - 22

 

sie 13 2009 Joanna
Komentarze: 6

Skończyłam przed chwilą jedną z moich najukochańszych książek. Tak jak za starych dobrych czasów popłakałam się przy zakończeniu. Ogarnęło mnie takie specyficzne radosne uczucie, przywodzące na myśl chwilę kiedy w wieku 10 lat czytałam ją z latarką pod kołdrą, żeby mama nie zorientowała się, że o tak późnej porze jeszcze nie śpię. Czułam się wtedy taka przebiegła i miałam tyle radości, kiedy mama następnego dnia pytała "dlaczego masz takie podkrążone oczy, nie wyspałaś się?", a ja mówiłam z głupiutkim uśmiechem zdradzającym całą konspirację "nie mamo, spałam bardzo dobrze". I wtedy mama z udawanym niezadowoleniem groziła "ja ci dam szlaban na książki, dziecko". To był nasz rytuał. Pamiętam kiedyś powiedziała tacie, że cieszy się, że jej dziecko ma choć trochę więcej rozsądku niż ona, bo ona nie dość, że całe noce czytała pod kordłą, to jeszcze zamiast latarki miała świeczkę. 

Ha, na to to nawet ja bym nie wpadła ^^ Na początku jej w to nie wierzyłam, ale później mi babcia opowiadała, jak któregoś razu moja matka właśnie dzięki tej metodzie o mały włos nie puściła domu z dymem... nie ogarniam kobiecej logiki.

 

A dziś cóż, starego kontaktu z matką tylko namiastka, wojna ciągła, z malutkimi przerwami na wspólną kawę i rozmowę o bzdetach. Myślę, że gdyby wiedziała o tym, że jestem chora, to byłoby jej głupio, że tak dziecinnie się zachowuje wobec mnie. Czasami mam ochotę jej wygarnąć, ale opamiętuję się, wznosząc na wyżyny świętej cierpliwości.

Zabawne to wszystko jest, zastanawiam się jak by reagowali na takie nowiny bliscy ludzie. Jak by się ze mną obchodzili.

 

"Mamo, szybko daj mi na piwo albo... /tu dramatycznym gestem dłoń dotyka skroni/ UMRĘ! /tutaj przewrócenie oczami, jakby odchodzenie z tego świata właśnie się rozpoczęło/".

 

Mała Kasia też się tak zachowuje często. Naprawde świetnie się bawiłam podczas spotkania z nią. Pchałam jej wózek, a ona przedrzeźniała moje jęki kiedy usiłowałam wepchać cały ten ciężar chociażby na krawężnik. Idziemy chodnikiem i ludzie torują nam drogę i ona wtedy wali na głos jakieś porażające komentarze na temat braku rączek i nóżki. Ludzie skrępowani, przerażeni trochę, a ona się śmieje. I w sumie ja z nią, bo ludzie przecież nie są w stanie niczego zrozumieć. Niczego. I to nawet nie jest ich wina.

Kaśka powtarza często 'wejdźcie na słup, to świetna przygoda'. Wredna i złośliwa z niej sucz, ale doszłyśmy do wniosku, że to cecha wspólna Katarzynek. Dziewczyna jest świetna, naprawde przebywanie z nią to była dla mnie wielka przyjemność. Myślę, że jak wrócę to znowu ją odwiedzę, może na dłużej trochę.

 

Szukam złotego środka na traktowanie ludzi, którzy w taki czy inny sposób mają trudniej. Na przykład małej Kasi, która ma dopiero 15 lat. Albo mnie, jak byłam chora kiedyś tylko na te stawy i nie mogłam za bardzo chodzić ani nic. Było mi przykro jak ludzie traktowali mnie jak małe zranione zwierzątko, ale też nie lubiłam, jak się mnie olewało i robiło coś bez względu na moje ograniczenia. A teraz jestem chora na raka. DZIWNE uczucie. Jak na filmach. Albo coś. No ale niewiele znajomych bezpośrednio osób wie. Rafał, Kamila, mój ojciec. Ktoś jeszcze? Ojciec nic nie mówi, bo między nami są dziwne układy. A Rafał i Kamila ... trudno stwierdzić. Trudno mi podejść z dystansem do nich. Nie wiem jak bym sie czuła gdyby się okazało, że ktoś mi bliski jest chory. Pewnie czułabym sie normalnie, tyle tylko, że przykro by było, no ale na chorobę nikt nie ma wpływu. 

 

Ogólnie czuję się świetnie dzisiaj, mam dobry humor po przeczytaniu tej książki. Chociaż w głowie dziwne myśli, co chyba widać, bo i notki dziwne. Ta dziwność to po matce, a wszystko zaczęło się od włażenia pod kordłę ze świeczką... :)

 

'W domach z betonu' ciąg dalszy

sie 12 2009 "Dzień dobry" i wielka filozofia...
Komentarze: 3

Witam na nowym blogu panny Ni.

 

W szczególności pana See.you, któremu nadal jestem przeogromnie wdzięczna za wytłumaczenie mi kwestii z batmanem :) Chwała Ci za to, bo choć nie wiesz, przypominanie mi sobie o tej teorii wywoływało uśmiech w trudniejszych momentach.

 

Dzisiaj umieszczę zapis z jakże wzniosłych (zwłaszcza punkt pierwszy, najważniejszy) przemyśleń, spisanych przed paroma godzinami tradycyjnie na jakiejś przypadkowo natrafionej kartce. Dodam, iż nastrój panujący był dość posępny, a więc i w notatce specjalnej radości nie ma. Jest za to sporo drobiazgów chodzących mi po głowie, niekoniecznie mądrych.

 

"

1. Skóra mi schodzi. Nie jest to ani drastyczne, ani bolesne. Po prostu martwy naskórek, który zestarzał się szybciej pod wpływem ostrego chorwackiego słońca. Wystarczy peeling. Ale na to to już trzeba mieć 'i czas, i chęć, i gest'.
Martwy naskórek - to brzydkie, odrzucające określenie. Dołączam do listy paskudnych słów na czele z 'traktorem' i 'mastrubacją'.

 

2. Jestem głupia i leniwa, a swoim zachowaniem sprowadzam się na dno. Nawet własnych błędów nie chce mi się naprawiać, to musi być jakieś upośledzenie.

 

3. Czy można kochać kogoś, kogo się nigdy na oczy nie widziało?
Może to tak jak z bohaterami książek - tymi do których się przywiązujemy, by potem wielokrotnie wracać do lektury?

 

4. Tak, mam raka. Przyzwyczaiłam się już chyba do życia z myślą o śmierci. Na początku było troche trudno. Ale teraz zrobiło się tak jakoś pusto. Trochę to przykre. Umrzeć. Ale na dobrą sprawę - nie mnie to będzie bolało. Ja się stanę niczym. A inni będą tutaj płakać i cierpieć.
Będą sobie mówić "A taka była młoda".
No i oczywiście skończy się marudzenie. "Taka dobra była z niej córeczka" albo "jaka zdolna, taki talent wielki miała, a jaka mądra była".
Na nieboszczykach nie wiesza się psów.

 

Myślę, że chciałabym być pochowana w Elblągu. Kremacja i już. Ale nie gdzieś tam gdzie reszta mojej rodziny, w Lubsku i we Wrocławiu. W Elblągu koniecznie. To przecież moje miasto, chociaż chyba jako jedyna z rodziny się tu zadomowiłam. Moi przyjaciele i moje wspomnienia. Niech no tylko mnie spróbują gdzieś indziej wywieźć. Łby z zaświatów pourywam.

 

Nie boję się śmierci. Przecież to straszne... jakieś takie. A ja nic. Nie boję się. Boże, pewnie mi mózg rak zżera.
A propos Boga - myślę, że jeśli jest jakiś, to w sumie czemu miałby mnie nie lubić? Fajna ze mnie dziewuszka, choć grzeszna ^^
A jeśli go nie ma, to żadna różnica. Robaczki mnie zjedzą i już. Albo spalą mnie w piecu. I też bez różnicy. Trup jak trup.

 

Oczywiście zakładając, że umrę. Kamila ciągle mi mówi "debilu, nie umrzesz". Ale ponoć kobietom nie można ufać (tak mawiają faceci). Facetom też nie (wersja kobiet). Lekarzom również nie (tak mawiają wszyscy).
W ogóle, co za bezsensowny podział : na kobiety, facetów i lekarzy... trzecia płeć? Kama chce zostać lekarzem. Musze jej powiedzieć, żeby uważała, kto wie co to z nia będzie.

 

Podsumowując: jeśli umrę, to współczuję tym, którzy tu zostaną. I będzie im źle beze mnie. Jeśli oczywiście znajdą się tacy hardkorowcy ^^

".

 

Martyna Jakubowska - W domach z betonu

 

Edit: tak teraz to czytam i załamuję ręce nad formą wypowiedzi. brzydko, brzydko, nieskładnie. ale usprawiedliwiam się ogólnym roztargnieniem i kiepską formą.

 

nigora : :