Archiwum 10 października 2009


paź 10 2009 Gdzie jesteś mamo?
Komentarze: 3

 

Edit: Dziś pierwszy edit na samym początku. Ale na to miejsce ewidentnie i bezkonkurencyjnie zasłużył sobie See.you. Jesteś absolutnie kochany i w ogóle Superman! Naprawdę miło mi się zrobiło, bardzo miło, cudownie miło i aż mi się płakać chce z tego wszystkiego.

Dziękuję!:*:*:*

 

Właśnie wraca mi świadomość i zdolność budowania dłuższych zdań, więc pomyślałam sobie, że coś napisze. Wyprowadzę dowód na twierdzenie, że... cokolwiek, miałam ochotę o tym opisać, bo teraz bawi mnie to przerażenie w oczach tej dziewczynki. W sensie, zacznę od początku.

 

Hm.

Zaczęło się od migreny, która popołudniu odwiodła mnie od czytania "Paragrafu 22", a przwiodła prosto do apteczki po proszki przeciwbólowe. Czując się lekko dyskomfortowo, położyłam się do łóżka - co tam, że szalone nastolatki spędzają soboty na imprezach, nigdy przecież nie twierdziłam, że jestem szaloną, a tym bardziej nastolatką. Wpadłam w słodkie objęcia Morfusza i było mi niewymownie dobrze. 

 

Obudził mnie dzwonek domofonu. Dzwonił, dzwonił, dzwonił. Zerknęłam na telefon komórkowy. Czekał jeden sms o treści zupełnie dla mnie wyrwanej z kontekstu (może powinnam wspomnieć, że chwilę wcześniej we śnie byłam znowu w idiotycznym kraju Mlasków, który idiotycznym zdaję się być tylko na jawie. Aha, a towarzyszył mi Jake Long, amerykański smok. Tak, wiem, że to postać z kreskówki. Tyle, że ten mój pali cygara) Do głowy przyszła mi mglista myśl, że do cholery jasnej nikt nie ruszył dupska, żeby przyjąć gościa jak należy. Postanowiłam wykazać się identyczną ignorancją i opatuliłam się szczelniej kołdrą. 

 

Domofon złośliwie zadzwonił znowu. Dzwonieniu końca nie było, a ja zupełnie nie rozumiałam co się właściwie dzieje. Chyba nie sądzą, że go odbiorę. Nigdy nie odbieram domofonów. Zdobywając szczyty heroizmu, postanowiłam wstać i zorientować się w sytuacji. Świat poza kołdrą okazał się być zimny, ciemny i nieprzyjaźnie realny. 

 

Oczywiście w tym momencie domofon złośliwie przestał dzwonić, a na dole po prostu wpisano sobie kod wejściowy, co wysłało do mojej głowy niejasny sygnał, że to ktoś z domowników. Pół ślepa w ciemnościach wybrnęłam do przedpokoju. Wszędzie ciemno. Nikogo nie ma? Jest noc, gdzie są wszyscy? (Gdy zasypiałam, dom był pełen ludzi i znajomych tych ludzi. Możliwe też, że nie zabrakło znajomych znajomych ludzi. Hałas był odstręczający). Otumaniona włączyłam laptopa by upewnić się co do godziny.

 

Nagle w moim przedpokoju w ciemnościach pojawia się mała dziewczynka. Mrużę oczy, przyglądam jej się, ona mi się przygląda. Byłam już prawie pewna co do tego, że jest mi absolutnie obca, kiedy rzuciła luźne "cześć". Ostrożnie odpowiedziałam tym samym, czując pewne niesprecyzowane zaniepokojenie. Zlekceważyłam je, bo stwierdziłam, że mała nie wygląda na mordercę. Jest za niska. Niezamaskowana. Ma blond włoski. Eee tam. 

 

Potem mała zapytała, gdzie moja siostra ma szafkę nocną. Pytanie wydawało mi się dość oryginalne, ale pokazałam jej i wróciłam do komputera. Nadal nie byłam pewna granicy między jawą a snem, więc patrzyłam tępo w ekran i rozważałam, jakie hasło właściwie powinnam wpisać.

 

Mała przypomniała mi po chwili o swojej obecności chrząknięciem. Jezu, tym to mnie nielekko przeraziła. W całym domu ciemno, cisza jak makiem zasiał, zapomniałam o tej małej zupełnie. A ta mi chrząka, wariatka. Prawie spadłam z krzesła. Oświadczyła, że już idzie. I wyszła do przedpokoju. Poszłam odruchowo za nią, żeby zamknąć drzwi. 

 

Byłam nadal skołowana, co chwila się potykałam, a co gorsza dziwne zaniepokojenie nie dawało mi spokoju. Chwilę później zainspirowało mnie do skonstruowania chyba najgłupszego pytania jakie wyszło z moich ust. Z trudem formuując myśli powiedziałam trochę płaczliwe: "przepraszam panią, czy wie pani, gdzie jest moja mama?". Do tej małej dziewczynki. Niczym dziecko, które zgubiło rodzicielkę między półkami w supermarkecie. 

 

Nie wiem, o czym myślałam, naprawdę. Mała spojrzała na mnie zdegustowana. Nie wiem jakiej odpowiedzi się spodziewałam, w każdym razie powiedziała mi "Kalina z mamą są na zakupach, Piotrek siedzi na trzepaku". Wtedy nie zaskoczyło mnie to, że jest tak dobrze poinformowana, ani to, że mówiła to takim tonem, jakby chciała za to piątaka. W tamtym momencie musiałam akurat przypomnieć sobie tego sms'a, o którym pisałam na początku, a także zrozumieć jego treść, czego następstwem był wybuch nagłego, głośnego i opętańczego chichotu. Dziewczynce błysnęło w oczach przerażenie i uciekła. Po prostu wybiegła.

 

Matko, teraz wszystkie koleżanki mojej siostry będą się mnie bały, bo się rozniesie, że jestem psychicznie chora. Kalina mnie zabije.

 

 

Historia ogólnie bez morału i w zasadzie bez związku ^^ 

Taaa... z wariatkowa, again.

Ni.

 

nigora : :